W najnowszej edycji badania wzięło udział blisko 13 tys. rodzin z 20 krajów. Ankietowani pytani są o to, jak dzisiaj oceniają swoją stabilność finansową i czego spodziewają się w nadchodzącym roku. W efekcie powstaje tzw. indeks stabilności finansowej danego państwa, który może przyjmować wartość od 0 do 100, czyli od niestabilności finansowej po wysoki poziom finansowego bezpieczeństwa.
W 2012 r. indeks dla Polski wyniósł 13, dla porównania w 2008 r. - 31. - Mimo że polska gospodarka uniknęła recesji, gospodarstwa domowe źle oceniały swoją stabilność finansową i były pełne obaw co do najbliższych miesięcy - mówi Robert Gowin z Genworth.
Spośród krajów, w których prowadzono badania, gorsze nastroje panują jedynie we Włoszech, w Portugalii i Grecji (tam indeks wyniósł tylko 1). W Europie największym optymizmem tryskają Norwegowie (71), Szwedzi (67), Duńczycy (52) i Finowie (47).
Według badania systematycznie topnieje grupa gospodarstw oceniających swoją sytuację jako stabilną i oczekujących poprawy. W ubiegłym roku taki komfort i optymizm deklarował tylko 1 proc. polskich rodzin, pięć lat temu pięć razy więcej. Gwałtownie rośnie natomiast liczba rodzin niestabilnych finansowo, a więc takich, które z bieżących dochodów nie mogą spłacać przynajmniej jednego zobowiązania (kredyt, czynsz, opłaty za media), bo ich wydatki przewyższają dochody. Takie rodziny zwykle nie mają też żadnych oszczędności ani zdolności kredytowej. O ile w 2008 r., czyli kiedy zaczynał się kryzys, takich gospodarstw było 27 proc., to w ubiegłym roku już 45 proc. Mniej jest też (spadek z 11 do 6 proc.) optymistów, a więc rodzin, które co prawda mają problemy finansowe, ale liczą na to, że z nich wyjdą.
Dla ponad połowy polskich rodzin największym zagrożeniem dla stabilności budżetu są rosnące koszty utrzymania. Blisko 40 proc. gospodarstw boi się spadku dochodów, a co trzecie utraty pracy. Te obawy wskazywali badani we wszystkich krajach.- Wyniki pokazują, że Polacy żyją dniem dzisiejszym. Interesuje ich cena cukru w sklepie, a nie kryzys na świecie. Sprawy takie jak przyszła emerytura są na jeszcze odleglejszym planie.
Zdaniem ekonomisty prof. Cezarego Wójcika ze Szkoły Głównej Handlowej indeks Genworth pokazuje, że w 2013 r. nie należy spodziewać się wyraźnej poprawy koniunktury gospodarczej. - Do tej pory wzrost gospodarczy w dużym stopniu napędzała konsumpcja prywatna, a ta wyraźnie wyhamowała, a w czwartym kwartale 2012 r. nawet była ujemna. Coraz więcej gospodarstw domowych obawia się utraty pracy, a to nie sprzyja konsumpcji. To oznacza, że podobnie jak w ubiegłym roku również w 2013 r. konsumpcja będzie płaska jak naleśnik - mówi Cezary Wójcik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz